Klientelizm czy równe zasady dla wszystkich – jakie państwo?

Jak zorganizować naszą wspólnotę narodową, aby wykorzystać talenty, wiedzę i energię wszystkich Polaków? Czy chcemy władzy, która kreuje klasę uprzywilejowaną („swoich”) – która może otwarcie korzystać z klientelistycznej relacji, dopóki godzi się oddać wolność za korzyści materialne? Na jakich zasadach chcemy oprzeć dalszy rozwój Polski? Gdzie będziemy – jako Polacy i Polska – za 5‑10 lat? Ile ma być tutaj „reguł gry” i znaczenia instytucji, a ile „czystej siły” (kto ma większe zasoby, tego racja)? | dr Jan Szomburg

Drogie Kongresowiczki, Drodzy Kongresowicze, Szanowni Państwo,

wybory są szczególną okazją do zastanowienia się, w jakiej Polsce chcemy żyć, czego tak naprawdę, w wymiarze zbiorowym, pragniemy. Poprzez karty do głosowania wskazujemy jednak nie tylko nasze oczekiwania w stosunku do władzy, ale też pokazujemy, jak widzimy swoją rolę jako obywateli.

Jak powinna być zorganizowana nasza wspólnota narodowa, aby wykorzystać talenty, wiedzę i energię wszystkich Polaków? Czy chcemy władzy, która kreuje klasę uprzywilejowaną („swoich”) – która może otwarcie korzystać z klientelistycznej relacji, dopóki godzi się oddać wolność za korzyści materialne? Zachęcam do refleksji o tym, na jakich zasadach chcemy oprzeć dalszy rozwój Polski. Gdzie będziemy – jako Polacy i Polska – za 5‑10 lat? Ile ma być tutaj „reguł gry” (ucieranych w ramach naszej krajowej wspólnoty) i znaczenia instytucji, a ile „czystej siły” – kto ma większe środki/zasoby, tego racja?

Niezwykle ważna jest dzisiaj skutecznośćzdolność do gry strategicznej. Jesteśmy ponad 20 lat od zasadniczych reform społeczno­‑gospodarczych lat 90. Czy to nie najwyższy czas, aby wymagać sprawnego państwa, które dobrze służy obywatelom w kluczowych obszarach swojego oddziaływania? Czy to nie ten moment, kiedy pewne procesy powinny już działać na podstawie przewidywalnych procedur i ogólnie przyjętego zestawu wartości i norm, a nie na zasadzie interwencji, rozwiązań pomostowych i „łatania”, gdy coś się wydarzy?

Tymczasem skuteczność w biało­‑czerwonym wydaniu jest coraz częściej rozumiana jako zdolność do „załatwienia sobie” czegoś – albo dla siebie, albo dla wąskiej grupy, którą reprezentujemy. Wójt czy burmistrz, który potrafi „załatwić” dla swoich mieszkańców jakąś inwestycję, np. drogę, jest postrzegany jako człowiek sukcesu i wybierany na kolejną kadencję. Poseł, który do swojego regionu „ściągnął” dodatkowe środki, jest jego dobrym reprezentantem. Wracamy do znanej z okresu PRL rzeczywistości, w której ciągle trzeba było coś „załatwiać” albo „Pan dygnitarz” łaskawie „przywoził w teczce” korzystną decyzję.

W ogólnym rozrachunku takie podejście powoduje obniżenie potencjału rozwojowego Polski (bo nie finansuje się inwestycji najlepszych, najbardziej potrzebnych, tylko te, gdzie ktoś ma „dojścia” i siłę przebicia). Nie grajmy już dalej w grę o sumie zerowej – „kto coś dla siebie wyrwie, to jego”, a inni są nieważni. Polska „małych i wielkich załatwiaczy” powoduje dominację celów partykularnych i krótkoterminowych nad szerokimi i długofalowymi. To prosta recepta na upadek silnej i prężnie rozwijającej się Polski (i nie byłby to pierwszy raz w naszej historii).

Ten brak prawdziwej skuteczności prowadzi też do niezdolności do strategicznej gry. Podkopuje ją nie tylko rywalizacja wewnętrznych partykularyzmów, ale również brak rozpoznania, co jest długofalowym interesem Polski. Symbolem może być tutaj nasze ostre bronienie węgla jako surowca kluczowego dla krajowej energetyki, podczas gdy cały zachodni świat schodzi już z tej drogi. Walczyliśmy w imię naszego wyobrażenia o interesie narodowym, a nie prawdziwego, żywotnego interesu, którym jest jak najszybsze zapewnienie polskiemu przemysłowi i wszystkim konsumentom „czystej”, taniej i stabilnej energii elektrycznej. To podstawa nie tylko dalszych inwestycji w Polsce, ale też stabilności naszych domowych budżetów. Im częściej bronimy wyimaginowanych interesów a nie interesów strategicznych, tym częściej ryzykujemy ponowne zepchnięcie na peryferia rozwojowe Europy i świata.

Może za słabo rozumiemy mechanizmy rozwoju – co od czego zależy (i dlaczego) oraz jakie ma skutki. To powoduje patrzenie jedynie na szybkie „efekty” – tu i teraz, a nie na drogę do celu i naszą przyszłość (opłacalność długoterminową). Nie wierzymy też w instytucje, stojące na straży uczciwości i sprawiedliwości – w związku z czym zezwalamy na systemowy demontaż także tych mechanizmów ustrojowych, które całkiem sprawnie działały i były sukcesem polskiego wysiłku transformacyjnego.

Czasy prosperity trochę nas rozleniwiły – zarówno w wymiarze obywatelskiej kontroli tego, co robi władza, jak i w wymiarze percepcji naszej przyszłości. Uwierzyliśmy, że jako Polska zawsze będziemy już „szli do góry”, bo tak było przez ostatnie 30 lat. Następnie pojawiła się polityczna narracja, że po latach ciężkich wyrzeczeń przyszedł już czas na konsumowanie sukcesu transformacji. Z jednej skrajności poszliśmy więc w drugą. Nie przygotowujemy się na scenariusz kryzysu gospodarczego czy długotrwałej stagnacji. Tymczasem zarówno bieżąca sytuacja (spadek PKB, wysoka inflacja, rosnący deficyt budżetowy i wzrost kosztów jego obsługi), jak i czynniki długofalowe (demografia czy konieczne do przeprowadzenia kosztowne inwestycje, np. energetyczne) powinny obudzić nas z letargu. Szczególnie, że niekorzystne efekty tych procesów dotkną przede wszystkim nas – obywateli, a nie elitę rządzącą (jakakolwiek by ona nie była). To w naszym interesie jest pilnowanie władzy, żeby myślała również o trudniejszych czasach i budowała „system bezpieczników” pozwalających instytucjom państwa skutecznie działać, nawet w warunkach niespodziewanych turbulencji. Jeśli, poprzez nasze poparcie wyborcze, nie będziemy premiować takiego myślenia wśród polityków, to w kręgach władzy będzie coraz mniej odpowiedzialnych ludzi. Znana to w całym świecie zasada, że „gorszy pieniądz wypiera lepszy”…

Czy wyczerpiemy (skonsumujemy) proste rezerwy rozwojowe, nim zdążymy zbudować nowe przewagi i uruchomić kolejne motory napędowe? Czy na reprezentantów wybierzemy sobie skutecznych „załatwiaczy” (efekty punktowe – doraźne) czy osoby szukające całościowych rozwiązań naszych problemów (podejście systemowe)? Czy wyrazimy poparcie dla gry na polityczną polaryzację czy pokażemy, że chcemy u władzy osób dążących do narodowej zgody i rozwiązania uwierających nas codziennych spraw wspólnie i wielopoziomowo? Na nadchodzące wybory spójrzmy przez pryzmat tego, jakiej Polski i jakiej wspólnoty Polaków chcemy za najbliższe 5‑10 lat.

Łączę serdeczne pozdrowienia i wyrazy szacunku,

dr Jan Szomburg
Przewodniczący Rady Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową
Inicjator Kongresu Obywatelskiego

Na górę
Close