Maria Mach: Doświadczać i rozumieć

Czy można wykształcić w kimś dojrzałość? To w zasadzie wariant sokratycznego pytania, czy można nauczyć ludzi mądrości. Odpowiedź Sokratesa jest niejednoznaczna. Mądrości można się nauczyć, ale nie można nauczyć jej kogoś. Człowiek może stać się mądry, jeśli dołoży odpowiednich starań, ale nigdy sam, w samotności. To trochę tak – sięgając do sokratycznej metafory położniczej – jak z rodzeniem. Kobieta rodzi dziecko sama, ale poród w zupełnej samotności jest trudny i niebezpieczny. Jeśli mamy się spodziewać szczęśliwego rozwiązania, potrzebne jest dobra, doświadczona położna.


Czy edukacja, jaką znamy, sprzyja dojrzewaniu? Dużo oczywiście zależy od tego, jak rozumiemy dojrzałość. Wydaje się, że w powszechnym odczuciu jest to przede wszystkim gotowość do dorosłego, samodzielnego życia. Kontrowersje pojawiają się tam, gdzie zaczynamy się zastanawiać, jak tę gotowość zdefiniować. Z perspektywy współczesnej szkoły wygląda to tak, jakby miarą gotowości był odpowiedni zasób umiejętności i wiedzy. Spór toczy się właściwie jedynie o to, jaka to ma być wiedza. Czy młody człowiek potrzebuje raczej znajomości historii i własnego języka, czy matematyki, fizyki i biologii. W zasadzie potrzebowałby pewnie wiedzy ze wszystkich tych dziedzin, ale czas, który może poświęcić na naukę, i zdolności przyswajania informacji są przecież ograniczone. A wiedzy przybywa i coraz trudniej nam się zgodzić co do tego, jak wyznaczyć niezbędne dla wszystkich minimum, jak określić kanon.
Żeby rozwiązać ten problem, próbujemy stosować kryterium przydatności. Pytanie więc, do czego wiedza miałaby się przydać. Praktyka współczesnych systemów edukacyjnych wskazuje na to, że w gruncie rzeczy najczęściej myślimy tu o rynku pracy. Chcemy, żeby szkoła przygotowywała do skutecznego znajdowania zatrudnienia, do samodzielności rozumianej jako niezależność ekonomiczna (zdolność do utrzymania siebie i rodziny). Samodzielność rozumiana trochę szerzej – jako umiejętność funkcjonowania w życiu publicznym, politycznym, społecznym – sytuuje się raczej na marginesie naszych zainteresowań i uczymy jej niejako przy okazji.

Chcemy, żeby szkoła przygotowywała do skutecznego znajdowania zatrudnienia, do samodzielności rozumianej jako niezależność ekonomiczna (zdolność do utrzymania siebie i rodziny). Samodzielność rozumiana trochę szerzej – jako umiejętność funkcjonowania w życiu publicznym, politycznym, społecznym – sytuuje się raczej na marginesie naszych zainteresowań i uczymy jej niejako przy okazji.

Samodzielność w obu tych znaczeniach rysuje się jednak zawsze w szkolnej rzeczywistości jako plan na przyszłość, jako rodzaj doświadczenia, które młody człowiek ma dopiero przed sobą i do którego musi się przygotować. Jak pływak ćwiczący ruchy rąk na brzegu, zanim wskoczy do wody.
Stąd bierze się być może powszechne wśród uczniów przekonanie, że istnieje jakaś (czasem trudna do przeskoczenia) przepaść między szkołą a życiem. Często słyszymy skargi, że wiedza przekazywana przez nauczycieli jest nieprzydatna, niepraktyczna, „nieżyciowa”. Zapewnienia, że jeszcze na pewno się przyda, spotykają się ze – słuszną często – obawą, że wszystko, czego dziś się uczymy, zanim zdąży się przydać, pójdzie w zapomnienie. Wszystko to sprawia, że spora część młodych ludzi uczy się niechętnie i nieefektywnie, a najciekawsze z punktu widzenia ich rozwoju wiadomości zdobywa poza szkołą.
Może więc trzeba inaczej spojrzeć na to, czym jest dojrzałość. Może zamiast definiować ją jako stan, w którym posiadamy wystarczający zasób wiedzy i umiejętności, spójrzmy na nią jako na zdolność rozumienia tego, co nas dotyka, czego doświadczamy. Co to jednak znaczy „rozumieć własne doświadczenie”?

Może trzeba inaczej spojrzeć na to, czym jest dojrzałość. Może zamiast definiować ją jako stan, w którym posiadamy wystarczający zasób wiedzy i umiejętności, spójrzmy na nią jako na zdolność rozumienia tego, co nas dotyka, czego doświadczamy.

Punktem wyjścia dla rozumienia powinna być umiejętność nazwania. Oznacza to, że musimy wyposażyć młodego człowieka w odpowiednio bogaty zasób pojęć, a co za tym idzie wiedzy, która pozwala te pojęcia definiować. Kluczowe jest jednak to, że nie powinniśmy tych pojęć wprowadzać „na zapas”, zgodnie z planem opisanym w podstawie programowej i odtwarzającym logiczną strukturę poszczególnych dziedzin wiedzy. Tym, na czym nam zależy, nie jest bowiem znajomość danej dziedziny. Nie chodzi o to, żeby uczeń był po trosze biologiem, historykiem i matematykiem. Chodzi o to, żeby rozumiał coraz lepiej świat, którego doświadcza. Wiedza ma być narzędziem, dzięki któremu młody człowiek jest w stanie nazwać swoje osobiste doświadczenia, a tym samym uczynić je przedmiotem namysłu i rozmowy. Jak to wygląda w praktyce? To np. lekcja przyrody, która zaczyna się w lesie. Zaczyna się od oglądania, wąchania, dotykania, czyli swobodnego doświadczania przez dzieci otaczającego je świata. Te doświadczenia powinny stanowić punkt wyjścia do rozmowy o systematyce roślin, a życiu zwierząt, o całym szeregu spraw, które umieszczamy normalnie w programach nauczania i po kolei „przerabiamy”. Chodzi o to, żeby uczniowie byli w stanie powiązać zdobywane informacje z tym, czego doświadczają. Trzeba jednak pamiętać, że doświadczenia – wycieczka do lasu czy obserwacja nieba – nie powinny być ilustracją do nabytych wcześniej wiadomości. Doświadczenie powinno rodzić pytania, a wiedza powinna przychodzić z pomocą w ich rozwiązywaniu. Tylko wtedy będzie przez uczniów traktowana jako przydatna i ważna.

Wiedza ma być narzędziem, dzięki któremu młody człowiek jest w stanie nazwać swoje osobiste doświadczenia, a tym samym uczynić je przedmiotem namysłu i rozmowy.

Widziana z tej perspektywy nauka przestaje być zbiorem abstrakcyjnych twierdzeń, które być może kiedyś będzie można do czegoś zastosować. Każda z teorii staje się zrozumiała, kiedy spojrzymy na nią jako na próbę odpowiedzi na pytanie, próbę rozwiązania problemu, podobnego jakoś (z zachowaniem proporcji) do problemów, które stawiają sobie młodzi ludzie w kontakcie ze światem. Oznacza to, że tym, na czym nauczyciel powinien się skoncentrować, zanim jeszcze zacznie dostarczać wiedzę (która jest dziś zresztą dostępna także z wielu innych źródeł), jest kształcenie umiejętności zadawania pytań. Każdy z nas dysponuje nią w jakimś stopniu, bo jej źródłem jest naturalna ludzka postawa, jaką jest ciekawość. Ciekawość, podobnie jak zdolność widzenia i słyszenia, można i trzeba rozwijać. Takie postawy jak uważność, cierpliwość, wytrwałość sprawiają, że przelotne zainteresowanie może się przerodzić w głębokie zainteresowanie, a czasem też pasję. Taka postawa, o czym świetnie wiedzą nauczyciele, wyjątkowo sprzyja efektywnemu przyswajaniu wiedzy i rozwijaniu umiejętności.

Tym, na czym nauczyciel powinien się skoncentrować, zanim jeszcze zacznie dostarczać wiedzę, jest kształcenie umiejętności zadawania pytań.

Z tej perspektywy zasadniczym zadaniem edukacji powinno być wspieranie młodych ludzi w radzeniu sobie z osobistym doświadczeniem. Oznacza to także umiejętność konfrontowania i uzgadniania własnych doświadczeń z doświadczeniami innych. Tu bardzo dobrym przykładem jest sytuacja wspólnego oglądania lub słuchania czegoś – spektaklu teatralnego, koncertu. Jeśli nawet zdarza się w szkolnej rzeczywistości wspólne wyjście do teatru czy filharmonii, to bardzo rzadko następuje po nim to, co powinno być esencją działań wychowawczych – rozmowa, w czasie której uczniowie opowiadają sobie nawzajem o osobistych reakcjach na to, czego doświadczyli wspólnie. Taka dyskusja, odpowiednio moderowana, pozwala uczestnikom odkryć mnogość punktów widzenia, ale też nauczyć się opisywać własne stanowisko i starać się zrozumieć, na czym polega odmienność doświadczenia drugiej osoby.
Opisany powyżej sposób rozumienia edukacji nie jest propozycją rewolucji, a jedynie innego rozłożenia akcentów. Niewątpliwie wiąże się z nowym spojrzeniem na rolę nauczyciela. W tej perspektywie jest on w mniejszym stopniu źródłem wiedzy i osobą odpowiedzialną za jej przyswojenie. Jego zadanie polega raczej na wspieraniu osobistych wysiłków ucznia. Fakt, że nauczyciel ma wiedzę, nie ma budować jego przewagi nad uczniem, ale raczej stawiać go w sytuacji osoby, która może służyć młodemu człowiekowi pomocą w jego osobistych zmaganiach ze światem.

Fakt, że nauczyciel ma wiedzę, nie ma budować jego przewagi nad uczniem, ale raczej stawiać go w sytuacji osoby, która może służyć młodemu człowiekowi pomocą w jego osobistych zmaganiach ze światem.

Na drugi plan schodzi też inne ważne zadanie szkoły, jakim jest budowanie wspólnoty opartej na wiedzy. Oczekujemy przecież, że każdy, kto skończy szkołę, będzie dysponował mniej więcej tym samym zasobem informacji. Wydaje nam się, że ten – choćby minimalny – wspólny mianownik stanowi niezbędne spoiwo życia społecznego. Jest to jednak nadzieja coraz bardziej zawodna. W narastającym gąszczu informacji coraz trudniej nam ustalić, jaki powinien być zakres tego „niezbędnego minimum”, i coraz trudniej je nam wyegzekwować. Opisany tu sposób kształcenia, w którym punkt wyjścia stanowią osobiste doświadczenie uczącego się i jego potrzeby poznawcze, oddala nas od ideału wspólnego minimum. Proponuje jednak coś w zamian. Zamiast wspólnoty wiedzy – mniej lub bardziej iluzorycznej, bo ilu absolwentów szkoły w rok po jej ukończeniu pamięta jeszcze wszystko, czego ich nauczono? – wspólnotę postaw. Zdolność rozumienia własnych doświadczeń i otwartość na doświadczenia innych, uważność, ciekawość, która prowadzi do wnikliwości, odwaga w prezentowaniu własnego stanowiska i zdolność argumentowania rozumiana jako dzielenie się wiedzą, wszystko to sprzyja tworzeniu wspólnoty nawet wśród ludzi o różnych zainteresowaniach i różnym poziomie wykształcenia. Sprzyja też odpowiedzialnemu i samodzielnemu działaniu w sferze publicznej i w polityce.
Nie jest to więc rewolucja, ale propozycja powrotu do sokratycznych źródeł edukacji.

Oczekujemy, że każdy, kto skończy szkołę, będzie dysponował mniej więcej tym samym zasobem informacji. Jest to nadzieja coraz bardziej zawodna – „niezbędne minimum” coraz trudniej określić i wyegzekwować. Zamiast wspólnoty wiedzy budujmy więc wspólnotę postaw.

Maria Mach jest Dyrektorem Krajowego Funduszu na rzecz Dzieci. Na X Pomorskim Kongresie Obywatelskim będzie mówić o wyzwaniu edukacji do dojrzałości podczas Sesji III. Dojrzałość – wyzwania polskie i pomorskie.

Na górę
Close