Dojrzeliśmy, teraz uwierzmy w siebie! Rozmowa z Czesławem Langiem

Wieloletnie doświadczenie w organizowaniu Tour de Pologne daje możliwość spojrzenia na nasz kraj z lotu ptaka. Główny wniosek, jaki nasuwa się z tych obserwacji, brzmi: dojrzeliśmy. Niechętne komentarze mieszkańców zostały zastąpione wiwatowaniem na cześć kolarzy oraz radością z uczestniczenia we wspólnym wydarzeniu. Brakuje nam tylko większej wiary w siebie – przekonuje w wywiadzie zapowiadającym XI Kongres Obywatelski Czesław Lang, Dyrektor Tour de Pologne.

Tour de Pologne to impreza niemożliwa do zorganizowania bez współpracy ze sponsorami, władzami miast, a nawet z lokalnymi społecznościami. Jak Wasze relacje wyglądają dziś, a jakie były na samym początku, gdy dopiero zaczynał Pan organizować wyścig?

Polska miała i ma piękne tradycje kolarskie. Niegdyś tłumy na ulice przyciągał chociażby Wyścig Pokoju. Rozbudzał on wyobraźnię młodych ludzi, którzy sami wsiadali później na rowery i chcieli być tacy, jak kolarze, których oglądali zza barierki. Za czasów PRL wyścigi były jednak organizowane w zupełnie inny sposób niż obecnie. Za wszystkim stało państwo, nie trzeba było szukać sponsorów. Pierwszy sekretarz partii dzwonił do sekretarza wojewódzkiego i wydawał dyspozycje dotyczące tego, jak, kiedy i gdzie mają przejechać kolarze. Cały model organizacyjny opierał się na odgórnych rozkazach. Kiedy 23 lata temu zająłem się organizacją Tour de Pologne, początki musiały więc być trudne. Sam szukałem partnerów, którzy chcieliby ze mną współpracować, osobiście przekonywałem prezydentów miast czy wójtów wsi. Nie szło łatwo, lecz z czasem wyścig zdobył popularność i dziś nawiązywanie współpracy jest zadaniem znacznie łatwiejszym.

Potrzeba było trochę czasu na przekonanie lokalnych instytucji oraz społeczności, że zamknięcie ulic na kilka godzin może w ostatecznym rozrachunku być w ich interesie…

Pamiętam pierwsze wyścigi, kiedy faktycznie dało się odczuć narzekania na to, że zamykana jest część ulic miasta, że przysparza to różnych kłopotów. Czasem ktoś mówił, byśmy „poszli sobie jeździć gdzie indziej”. Przez lata cierpliwie tłumaczyłem rozmaitym ludziom, że nie jesteśmy tu po to, by robić mieszkańcom na złość. Że w taki sam sposób wyścigi organizowane są na całym świecie – we Francji, Włoszech, Hiszpanii. Przekonywałem lokalne władze, że dzięki obecności na trasie Tour de Pologne będą mogły wypromować swoje miasta i regiony. Przez lata starałem się edukować ludzi w tym kierunku. Mam wrażenie, że przez te ponad dwie dekady został poczyniony ogromny postęp. Jako społeczeństwo dorośliśmy do tego, by cieszyć się z wyścigu i czerpać z niego korzyści. Widzimy już, że nie jest to przymus, obowiązek, ale pewien wspólny interes. Nie ma lepszej formy promocji i budowania wizerunku zarówno kraju, jak i poszczególnych regionów, niż poprzez sport.

Teraz jest już Panu o tyle łatwiej, że Tour de Pologne nie jest niszowym wyścigiem o znaczeniu krajowym, lecz wielką imprezą sportową, znaną praktycznie na całym świecie…

Sygnał z Tour de Pologne jest wysyłany do prawie 120 państw. W czasie transmisji telewizyjnej pokazujemy Polskę światu – jej walory, to, jak się rozwija, jak dużo się u nas dzieje. Automatycznie zmienia się też postrzeganie naszego kraju za granicą. Sam mieszkałem przez 12 lat we Włoszech i mam świadomość, z czym kojarzona była Polska oraz Polacy. Nasi rodacy to byli ci przyjezdni ze Wschodu, zza żelaznej kurtyny, którzy myją Włochom samochody. Wielu z nich nie widziało nawet różnic pomiędzy Polakiem a Rumunem, Rosjaninem czy Czechosłowakiem. Wrzucano nas wszystkich do jednego worka. Duża zmiana nastąpiła, gdy papieżem został Jan Paweł II. Ludzi zaczęło ciekawić, skąd przybył, co to jest za kraj. Papież dał niejako Polakom własną tożsamość, której wcześniej za granicą byli niemalże pozbawieni. Mimo to, choć rozpoznawano już Polskę, nadal spotykałem się z wieloma stereotypami przedstawiającymi nasz kraj w nie najlepszym świetle. Wydaje mi się, że imprezy takie jak Tour de Pologne, EURO 2012 czy Światowe Dni Młodzieży – mozolnie i z trudem, ale jednak w znaczącym stopniu zmieniają postrzeganie naszej ojczyzny. My, Polacy, pokazujemy, że wcale nie jesteśmy gapy, że potrafimy zrobić coś fajnego. Że w wielu kwestiach, np. bezpieczeństwa, hoteli, restauracji, a często nawet i dróg, wcale nie odbiegamy od standardów zachodnioeuropejskich, a często nawet je przewyższamy.

Imprezy takie jak Tour de Pologne, EURO 2012 czy Światowe Dni Młodzieży – mozolnie i z trudem, ale jednak w znaczącym stopniu zmieniają postrzeganie naszej ojczyzny.

Nie zawsze tak jednak było…

Gdy rozpoczynałem organizowanie wyścigu, nie było autostrad, trudno było dla wszystkich uczestników znaleźć miejsce w hotelach. Znacznie gorszy był też ich standard. Na przestrzeni lat jednak dużo się zmieniło. Najlepiej widzę to po zawodnikach, którzy cenią sobie nasz kraj oraz to, jak całe przedsięwzięcie jest zorganizowane. Lubią tu po prostu przyjeżdżać. To dla mnie szczególnie ważne, bo jako byłemu sportowcowi bardzo zależy mi na zapewnieniu im jak najlepszych warunków.

Czy sama pasja wystarczy do zorganizowania tak wielkiego projektu?

Pasja i znajomość tematu. Przez ponad 20 lat ścigałem się w największych wyścigach na całym świecie. Zapewne nie udałoby mi się zorganizować tak świetnej imprezy tenisowej czy wystawy sztuki. Na kolarstwie się jednak znam. Wiem, że wyścig kolarski to zupełnie inna, znacznie bardziej skomplikowana operacja niż zorganizowanie meczu na stadionie. Tu nie ma biletów, kibice nie zwrócą kosztów związanych z organizacją. Wykorzystuję własne doświadczenie. Gdy przychodzę do sponsora z propozycją współpracy, nie muszę improwizować. Wydaje mi się, że sprawiam wrażenie faceta, który „wie, o co w tym wszystkim chodzi”. Staram się zarażać ludzi swoją pasją. Jeśli zwracam się do kogoś o wsparcie, to od razu pokazuję mu, że angażując się w mój projekt nie tylko sprawiłby mi wielką radość, ale też przy okazji sam mógłby osiągnąć korzyści natury biznesowej czy promocyjnej. Wystarczy, że tysiące ludzi zobaczą nazwę czy logo jego firmy. Podobnie sprawa wygląda, jeśli chodzi o współpracę z samorządami. Wiem, jak z nimi rozmawiać i co proponować. Pokazuję prezydentowi miasta czy wójtowi, że mamy swoją ekipę, która rozstawi barierki, trybuny i telebimy. Że chcemy w odpowiedni sposób zabezpieczyć trasę. Że niedogodności związane ze wstrzymaniem ruchu zaprocentują tym, że cały świat zobaczy, jaki mają piękny rynek. Kiedyś nie było to łatwe. Dziś jednak Polacy są już znacznie bardziej dojrzali.

Z początku, kiedy Tour de Pologne nie miało jeszcze wypracowanej tak solidnej marki, trudno było chyba Panu zaoferować swoim partnerom coś w zamian za ich zaangażowanie…

To prawda, początki były mozolne. Przez ponad 10 lat inwestowałem w to przedsięwzięcie swoje prywatne środki, starając się zbudować jego wizerunek i prestiż. Mogłem sobie na to pozwolić, bo – dzięki Bogu – wyścig ten nie jest i nie był jedynym źródłem mojego utrzymania. Teraz jesteśmy już na takim etapie, że nie trzeba do tego biznesu dokładać, a czasem nawet się na nim zarabia.

Wygląda więc na to, że aspekt biznesowy nie był najważniejszym powodem, dla którego zaangażował się Pan w organizację Tour de Pologne. Dlaczego zatem podjął się Pan takiego wysiłku?

Zawsze marzyłem o tym, żeby Polacy mieli swój narodowy, rozpoznawalny w świecie wyścig kolarski, który promowałby Polskę. Ponadto zależy mi bardzo na zarażaniu swoją pasją najmłodszych. Gdy dzieci i młodzież widzą sukcesy rodaków oraz gdy mogą na żywo zobaczyć zmagania sportowców, to chcą być tacy sami jak oni. Jeżeli tego nie zasmakują, nie dotkną, nie będą się tak garnęli do uprawiania sportu. A mnie zależy na kolarstwie. Wierzę w to, że gdy młodzi zobaczą w swoich wsiach i miastach kolarzy przemierzających kolejne etapy Tour de Pologne, to rozpali się w nich chęć, aby ich naśladować. Mam nadzieję, że nasi medaliści z Rio – Maja Włoszczowska i Rafał Majka – to dopiero początek pokolenia, które wyrosło na Tour de Pologne, i że w przyszłości będziemy mogli liczyć na kolejne sukcesy.

Człowiek dojrzewa do niektórych rzeczy. Podczas ciężkich lat komunizmu i transformacji ustrojowej ludzie skupiali się bardziej na przetrwaniu niż na dążeniu do własnego rozwoju. Dziś nasze społeczeństwo się już nieco wzbogaciło, coraz więcej rodaków szuka swoich pasji.

Zmiany widać nie tylko na płaszczyźnie profesjonalnego sportu, ale chyba też i w odniesieniu do nas samych jako Polaków…

Na pewno tak. Człowiek dojrzewa do niektórych rzeczy. Podczas ciężkich lat komunizmu i transformacji ustrojowej ludzie skupiali się bardziej na przetrwaniu niż na dążeniu do własnego rozwoju. Dziś nasze społeczeństwo się już nieco wzbogaciło, coraz więcej rodaków szuka swoich pasji. Widzimy, ilu ludzi biega, jeździ na rowerze, stara się zdrowo odżywiać. Nauczyliśmy się kibicować. Proszę zwrócić uwagę, że jeśli wychodzimy na stadion lub na trasę wyścigu, to nie tylko dlatego, że występują tam Polacy. Dziś coraz częściej cieszymy się po prostu, że widzimy cały ten barwny peleton. I podziwiamy wszystkich sportowców, którzy przyjechali tu, aby zrobić spektakl: aby się ścigać, pokazywać i przekazywać emocje. To jest chyba najpiękniejsze w całym sporcie.

Czy Pana zdaniem jest coś, nad czymś jako Polacy powinniśmy jeszcze szczególnie popracować?

Wydaje mi się, że ciągle jeszcze jako naród jesteśmy dość zakompleksieni. Często słyszę, że to, co polskie, musi być gorsze od tego, co niemieckie czy brytyjskie. Nawet jeśli w oczach Zachodu oferujemy rzeczy z najwyższej półki. Nauczmy się cenić to, co jest nasze. Znajmy swoją wartość, nie wstydźmy się tego, skąd pochodzimy. To nieprawda, że Polacy zawsze są gorsi. Po tegorocznym Tour de Pologne podszedł do mnie Brian Cookson, prezes Międzynarodowej Unii Kolarskiej, i powiedział, że była to najlepiej zorganizowana impreza kolarska, na jakiej kiedykolwiek był. Oczywiście, być może było w tym trochę kurtuazji, ale gdyby nie był pod tak dużym wrażeniem, powiedziałby pewnie jedynie: „Podobało mi się, do zobaczenia za rok”.

Wydaje mi się, że ciągle jeszcze jako naród jesteśmy dość zakompleksieni. Często słyszę, że to, co polskie, musi być gorsze od tego, co niemieckie czy brytyjskie. Nauczmy się cenić to, co jest nasze. Znajmy swoją wartość, nie wstydźmy się tego, skąd pochodzimy.

Czesław Lang to były kolarz torowy i szosowy, srebrny medalista igrzysk olimpijskich w Moskwie. Pierwszy zawodowy kolarz w naszym kraju. Obecnie jest dyrektorem generalnym firmy Lang Team oraz wyścigu kolarskiego Tour de Pologne. Podczas XI Kongresu Obywatelskiego weźmie udział w plenarnej sesji otwierającej wydarzenie.

 

Na górę
Close