dr hab. Rafał Matyja: Elity dojrzałego państwa

Dojrzała Rzeczpospolita to państwo rządzone przez polityków pod okiem silnej elity społecznej. Potrafiącej wystąpić w roli bezstronnego arbitra demokratycznej rywalizacji i wymusić na rządzących dalekowzroczność działań.  Nie pozwalającej na instrumentalizowanie i wzmacnianie konfliktów światopoglądowych i społecznych, na manipulowanie symbolami i pamięcią, ani na poszukiwanie „łatwego zysku” w populizmie o różnych odcieniach. W interesie nas wszystkich leży wykreowanie w Polsce takiej „warstwy kontrolnej”.

Jednym z warunków dobrego funkcjonowania demokracji – sformułowanym przez Josepha Schumpetera – było istnienie warstwy społecznej, „która sama jest rezultatem procesu rygorystycznej selekcji i dla której rzemiosło polityczne jest czymś oczywistym”, ale która nie byłaby fragmentem elity politycznej. Jej istnienie i siła umożliwiają efektywną kontrolę nad polityką, której pozbawione elit społeczeństwo nie jest w stanie skutecznie sprawować, a ponadto przyczyniają się do pozytywnej selekcji przywódców państwowych.

Taka silna, niezależna od politycznej elita społeczna może formułować wykraczające poza horyzont jednej kadencji strategiczne cele państwa, wymuszać respektowanie reguł gry przez polityków, tworzyć warunki dla rywalizacji politycznej, która nie skutkuje destrukcją społecznego zaufania, a także chronić podstawowe dla danej wspólnoty wartości.

Silna, niezależna od politycznej elita społeczna może formułować wykraczające poza horyzont jednej kadencji strategiczne cele państwa, wymuszać respektowanie reguł gry przez polityków, tworzyć warunki dla rywalizacji politycznej, która nie skutkuje destrukcją społecznego zaufania, a także chronić podstawowe dla danej wspólnoty wartości.

Można powiedzieć, że wizja Schumpetera do pewnego stopnia idealizuje zarówno taką elitę, która rzadko jest bezinteresowna i ma skłonność do zachowań oligarchicznych, jak i jej społeczne funkcje. Dlatego proponuję, by nie traktować jego rady jako recepty na wszystko, a jedynie widzieć w niej pewien komponent dojrzałego społeczeństwa. Odwołajmy się do naszego niedawnego doświadczenia. Fakt istnienia niezależnej – do pewnego stopnia – elity intelektualnej w epoce PRL skutkował ograniczeniem opresyjnego i wyposażonego w totalistyczne skłonności systemu. Stanie się to bardziej przekonujące, gdy nie ograniczymy tej elity do wąskich elit literackich i artystycznych, ale włączymy do niej kręgi akademickie, wolne zawody, duchowieństwo.

Paradoksalnie – jak pokazały lata osiemdziesiąte – była to elita bardziej zintegrowana i lepiej wzajemnie się rozumiejąca, niż ma to miejsce obecnie. Dziś nie jest w stanie wystąpić w roli bezstronnego arbitra demokratycznej rywalizacji, z trudem wymusza na politykach dalekowzroczność. Obserwujemy też, że w coraz mniejszym stopniu wpływa na środki społecznego przekazu. Traci swoją rolę opiniotwórczą na rzecz celebrytów i zaangażowanych politycznie komentatorów.

Jest to do pewnego stopnia związane z faktem załamania się tradycyjnych form komunikacji wewnątrz elity: tygodników społeczno-kulturalnych czy ambitnej publicystyki telewizyjnej. Trudno wskazać miejsce publikacji, które sprawi, że ogłoszone poglądy czy projekty dotrą do omawianego tu kręgu zainteresowanych. Dodatkowym problemem jest centralizm umysłowy, który po upadku scentralizowanego systemu wcale nie osłabł. Decentralizacja ustroju nie pociągnęła za sobą decentralizacji mediów, zrównoważenia pozycji elit regionalnych. Przeciwnie, od lat mamy do czynienia z upadkiem prasy regionalnej i słabnącą obecnością osób spoza stolicy w debatach publicznych. Głos elit śląskich, trójmiejskich czy wrocławskich jest nadal prawie niesłyszalny. Optyka polskiej prowincji traktowana jest z politowaniem, choć przenikliwość spojrzenia wielu ludzi mieszkających w małych ośrodkach zawstydziłaby powtarzających nierzadko modne banały stałych gości telewizyjnych programów publicystycznych.

Decentralizacja ustroju nie pociągnęła za sobą zrównoważenia pozycji elit regionalnych. Przeciwnie, od lat mamy do czynienia ze słabnącą obecnością osób spoza stolicy w debatach publicznych. Głos elit śląskich, trójmiejskich czy wrocławskich jest nadal prawie niesłyszalny. Optyka polskiej prowincji zupełnie niesłusznie traktowana jest z politowaniem.

Problemem jest także sukcesja, w znacznym stopniu zablokowana przez pokolenie, które zajęło najważniejsze miejsca w państwie i instytucjach publicznych zaraz po przełomie 1989 roku. Widoczne jest to szczególnie w polityce, ale także w mediach i debacie publicznej, gdzie młode pokolenie płaci za samodzielność zepchnięciem do formuły „pism internetowych”. Równocześnie w polityce, ale także w życiu umysłowym i instytucjach publicznych promowane są wśród młodych postawy oportunistyczne, nastawione na karierę u boku silnego patrona. Taka elita może mieć swoich pochlebców, ale nie będzie miała zdolnych utrzymać ważną społeczną pozycję następców.

Silna, niezależna od polityki elita społeczna to dziś raczej postulat niż rzeczywistość. Warto w tej sytuacji zadać kilka zasadniczych pytań:

– czy możliwa jest odbudowa niezależnej od polityki, mającej poczucie własnej misji elity społecznej, nieangażującej się w partyjne spory, zdolnej do odgrywania roli arbitra, czy też procesy cywilizacyjne i społeczne proces taki uniemożliwiają?

– czy nadzieja na pozytywną rolę takich elit jest zasadna, czy też ich skłonność do egoizmu będzie prowadzić do oligarchizacji wraz z jej szkodliwymi skutkami?

– czy nowe elity mogą obejmować także osoby mieszkające poza Warszawą i Krakowem, a może nawet poza największymi ośrodkami miejskimi, czy mogą być otwarte na interesujące głosy młodszych pokoleń i zapewniać sukcesję?

– czy możliwe jest zbudowanie kanałów komunikacji, które zintegrują taką, zainteresowaną sprawami polityki i kultury, różnorodną – zawodowo i światopoglądowo – elitę, stworzą dla niej wspólne punkty odniesienia, wyposażą we wspólne lektury i doświadczenia kulturowe?

Dojrzała Rzeczpospolita to kraj, w którym elita polityczna rządzi pod okiem tej społecznej. Perspektywa dominacji elity politycznej, to widmo instrumentalizowania i wzmacniania konfliktów światopoglądowych i społecznych, to manipulowanie symbolami i pamięcią, poszukiwanie „łatwego zysku” w populizmie o różnych odcieniach. Stan równowagi daje nadzieję na lepszą politykę. Elity społeczne lepiej niż polityczne zdają też egzamin w warunkach kryzysów i potrafią skuteczniej pełnić rolę „serwisantów” zagrożonego katastrofą systemu. Z tego ostatniego względu każde dojrzałe państwo powinno tworzyć instytucje i procedury gromadzące nie tylko abstrakcyjnie rozumianą wiedzę, ale także swego rodzaju elity percepcji, ludzi z różnym doświadczeniem i wiedzą, potrafiących z wyprzedzeniem dostrzegać zagrożenia, definiować problemy, budować czarne scenariusze. Tych, którzy pochwalą władzę i wyrażą zadowolenie panującym stanem rzeczy, nigdy w żadnym państwie nie zabraknie. Tych, którzy ostrzegają przed zagrożeniem i są traktowani poważnie – zabrakło już wielu państwom. To ostatni, może najważniejszy, argument za tym, by dbać o elity Rzeczpospolitej.

Tych, którzy pochwalą władzę i wyrażą zadowolenie panującym stanem rzeczy, nigdy w żadnym państwie nie zabraknie. Tych, którzy ostrzegają przed zagrożeniem i są traktowani poważnie – zabrakło już wielu państwom. To być może najważniejszy argument za tym, by dbać o elity Rzeczpospolitej.

Dr hab. Rafał Matyja jest politologiem i publicystą, wykładowcą Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. W latach 80. uczestnik opozycyjnego Ruchu Młodej Polski, autor hasła budowy IV Rzeczypospolitej.

Podczas XI Kongresu Obywatelskiego będzie pełnił rolę moderatora sesji pt. „Dojrzałe elity – co to znaczy i jak je budować?”.

Na górę
Close