Mikrowyprawy, wielkie przeżycia. Rozmowa z Łukaszem Długowskim

Choć mikropodróżuję od czterech lat, wciąż nie mogę się nadziwić, jak niewiele trzeba, by umilić sobie dzień, wyrwać się z rutyny, przeżyć coś niezwykłego, sprawić, by życie nie było szare – mówi Łukasz Długowski, dziennikarz, (mikro)podróżnik, autor książki „Mikrowyprawy w wielkim mieście”.

Rozmawia Małgorzata Remisiewicz.

Jesteś kosmitą?

Dla zwolenników klasycznego wypoczynku pewnie tak. Kto przy zdrowych zmysłach wybiera spływ „deską” z Wilanowa do centrum zamiast wczasów all inclusive? Mówiąc już poważnie, na pewno czuję się trochę inny przez to, że staram się żyć we własny sposób, na własnych zasadach, odnajdując przyjemność w bardzo prostych rzeczach. Zatrzymać się, zachwycić niebem, kawałkiem rzeki. Przygoda to stan umysłu.

Ale zanim do tego dojrzałeś, byłeś entuzjastą „makrowypraw”.

Przez wiele lat jeździłem za granicę. Im dalej, im trudniej, tym lepiej. W 2012 roku zrozumiałem, że w podróżach nie chodzi o rekordy, nie o to, by się przemieszczać, ale o to, by dotrzeć do siebie, zrozumieć, że to, co najbardziej niesamowite i wyjątkowe często mamy na wyciągnięcie ręki.

W podróżach nie chodzi o rekordy. To, co najbardziej niesamowite i wyjątkowe często mamy na wyciągnięcie ręki.

Takim katharsis okazała się dla Ciebie samotna wyprawa śladami Fridtjofa Nansena.

Chciałem, jak on, przejść z Bergen do Oslo na nartach. Dla niego, norweskiego polarnika i laureata pokojowej nagrody Nobla, to pewnie była „przechadzka”, a dla mnie największe wyzwanie w życiu. Pamiętam, że przed wyjazdem powtarzałem wielokrotnie, że dojdę, choćby po trupach, a ewentualną porażkę okupię wielką depresją. Jednakże w trakcie wyprawy zrozumiałem, że wcale nie jest ważne, bym doszedł z punktu A do B. W ogóle nie jest ważne, bym gdziekolwiek doszedł. Ważne, żebym wrócił w jednym kawałku do mojej rodziny, do syna, bo się nawzajem potrzebujemy. I tak największa porażka stała się nieoczekiwaniem największym szczęściem – zacząłem przestawać być egoistą. Bakcyla podróżowania trudno jednak w sobie zabić, dlatego szukałem sposobu, który pozwoliłby mi tę potrzebę w miarę bezpiecznie realizować.

Mikrowyprawy wypełniły tę lukę?

Trafiłem na bloga brytyjskiego podróżnika Alastaira Humphreysa, który stworzył koncept „microadventures”. Tłumaczę go jako mikrowyprawy, albo „kieszonkowe przygody”. Takie, które nie wymagają praktycznie żadnych nakładów finansowych, można je odbyć w ciągu kilku godzin, jednej nocy, jednego dnia, a które uświadamiają Ci, że nie musisz jechać do Patagonii czy na biegun, by przeżyć coś absolutnie niesamowitego.

Mógłbyś polecić coś dla początkujących? Da się mikropodróżować, wracając o 17 z pracy, po drodze zgarniając dzieci z przedszkola i robiąc zakupy?

Ważne, byśmy sobie uświadomili, że praca – nawet odjąwszy to przedszkole i zakupy – zajmuje nam mniejszą część dnia. Tylko od nas zależy, jak wykorzystamy godziny ją okalające. Wystarczy wstać pół godziny wcześniej, by iść do pracy na piechotę, tak układając marszrutę, by przebiegała głównie przez np. parki. Albo – to mój ukochany patent – wziąć w plecak małą kuchenkę gazową, kawiarkę i napić się dobrej kawy na trawniku z widokiem np. na Pałac na Wodzie w Łazienkach. Początkującym polecam przespanie się gdzieś – w ogrodzie, lesie, nad rzeką. Jak ktoś się boi to w namiocie, ale polecam bez, bo wtedy las wchodzi do nas „z butami”, jesteśmy w nim pełni zanurzeni, doświadczamy mrozu, chłodu, wiatru. Inaczej odbieramy zapachy, odgłosy, spadające liście.

Praca – nawet odjąwszy zawiezienie dzieci do przedszkola i zakupy – zajmuje nam mniejszą część dnia. Tylko od nas zależy, jak wykorzystamy godziny ją okalające.

Namawiasz do obywatelskiego nieposłuszeństwa? W Polsce nie można spać gdzie bądź…

I bardzo żałuję. Ten zakaz to w mojej ocenie wielki błąd. Jesteśmy już tak oddaleni od natury, że opresyjne przepisy pogłębiają tylko proces „zielonego” analfabetyzmu społeczeństwa. Dzieci nie umieją rozpoznawać drzew, dziwią się, że mleko jest od krowy. Im będziemy dalej od przyrody, tym bardziej będziemy się jej bać, tym gorzej będzie się nam żyło. Mam wrażenie, że nakaz spania tylko w wyznaczonych miejscach jest próbą zapanowania nad plagą śmieci. Jesteśmy narodem, który nie umie po sobie sprzątać. Bo las, jezioro są wspólne, czyli niczyje. W wakacje szedłem Świdrem, podwarszawskim dopływem Wisły, i widziałem ludzi leżących na plaży w towarzystwie śmieci…

Co dają Ci, poza możliwością unikania zaśmieconych miejsc, mikrowyprawy?

Szczęście, tak po prostu. Nie muszę się frustrować, że dwa lata przyjdzie mi odkładać na wyjazd do Patagonii. Mogę teraz wstać, wyjść z domu i w ciągu godziny przeżyć przygodę życia.  Wciąż, po czterech latach, zaskakuje mnie, jak niewiele potrzeba, by umilić sobie dzień. W mikrowyprawach tak naprawdę chodzi o to, by wyrwać się z rutyny, żeby życie nie było szare. Kawa wypita w Łazienkach to nie tylko przełamanie schematu „pobudka-praca-przedszkole-dom” i urok porannego chill-outu, gdy inni stoją w korkach, ale mnóstwo innych benefitów z – jak to nazywają Japończycy – „kąpieli w lesie”.

Ale kawę, jak widzę na zdjęciach, pijesz porządną, czyli nie jest to pełna asceza i minimalizm.

W życiu! Jestem hedonistą – i dlatego tak mi pasują mikrowyprawy. Dają mi one na co dzień doznania, których inni szukają np. w ekstremalnym wysiłku. W mikrowyprawach chodzi o to, by było przyjemnie. Dlatego niemal zawsze noszę ze sobą hamak – i się bujam po drodze. Generalnie w życiu za dużo od siebie wymagamy, a za rzadko się o siebie troszczymy…

Dużo psychologii w Twoim podejściu do (mikro)podróżowania. Rzeczywiście stosunek do czasu wolnego mówi tak wiele o naszej dojrzałości, o tym, jak „zarządzamy” sobą?

„Zarządzamy” sobą, no właśnie. Podchodzimy do siebie, jak do maszyny, z której można coraz więcej wycisnąć, dokręcając kolejne śrubki – tego wymaga od nas świat, szefowie, rodzina, często my sami. Naturalną konsekwencją tego „dokręcania” jest to, że nie potrafimy odpoczywać, bo wciąż nurtuje nas myśl, że musimy maksymalnie wykorzystać wolny czas. Nie możemy po prostu pojechać do lasu – to musi być największy i najbardziej odległy las, a góra – najwyższa. Straciliśmy umiejętność robienia rzeczy dla samego ich robienia, bez bicia rekordów. Ktoś powinien nas tego uczyć – wypoczywania bez tej korporacyjnej „napinki”. Mogę wszystko, nie muszę nic.

Straciliśmy umiejętność robienia rzeczy dla samego ich robienia, bez bicia rekordów. Ktoś powinien nas tego uczyć – wypoczywania bez tej korporacyjnej „napinki”. Mogę wszystko, nie muszę nic.

Dla większości jednak „prawdziwy” urlop to wyczekiwane przez miesiące, nierzadko lata, wakacje na Krecie. A Ty im proponujesz, jak w słynnym gagu Halamy, wakacje na krecie. Może łatwiej Ci tak żyć, bo już się nasyciłeś makrowyprawami?

Nie nasyciłem się światem; ba, sam byłem niedawno na Krecie. Lubię wyjeżdżać z Polski, by wyrobić sobie do niej dystans. I coraz bardziej odkrywam, ze można spędzić życie, nie wyjeżdżając stąd. Przygoda czai się wszędzie – właśnie tym są „mikrowyprawy”. Musimy tylko umieć ją zobaczyć, zerwać z zakorzenionym myśleniem, że prawdziwe emocje są daleko, w trudno dostępnych miejscach – i ten trud drogi albo wydane na wyjazd pieniądze dodają temu miejscu wartości. Ale to nie droga dodaje wartości miejscu, tylko to, co my w nim dostrzeżemy.

Mówisz o Polsce „kraj małych cudów”. Jesteśmy rajem dla mikropodróżników?

Natura nie obdarowała nas tak wysokimi górami, jak Nepal czy Pakistan, ani tak głębokimi kanionami, jak Stany Zjednoczone. Ale mamy swoje lokalne cuda, jak wrocławską Wyspę Opatowicką – dziką krainę w granicach wielkiego miasta. Albo Bagno Pulwy, godzinę drogi od Warszawy. 60 km2 totalnej magii – łąki po horyzont przypominają argentyńską pampę. Postanowiłem kiedyś dojść z lotniska w Balicach do centrum Krakowa na piechotę. Niezamierzenie doszedłem nad Wisłę i znalazłem się na wprost tynieckiego opactwa. Widok zachwycił mnie tak, że postanowiłem się przespać, by zobaczyć rozrzedzające się nad opactwem poranne mgły. To są właśnie te małe cuda.

 

Łukasz Długowski będzie podczas XI Kongresu Obywatelskiego jednym z panelistów sesji pt. „Przyroda – przestrzeń aktywności Polaków”.

Jego mikrowypawy można śledzić tu: www.facebook.com/mikrowyprawy oraz tu: www.instagram.com/mikrowyprawy

 

Na górę
Close